Malborski witraż Fritza Geigesa jako przyczynek do krótkich rozważań na temat rodzącej się autonomii sztuki witrażowej na przełomie XIX i XX wieku

Niewielka kwatera witrażowa (61 x 34 cm), zakupiona w 2011 r. do zbiorów Muzeum Zamkowego w Malborku, pochodzi z kolekcji artysty malarza Franciszka Starowieyskiego. Jej autorem jest wzięty niemiecki witrażysta prof. Fritz Geiges (1853-1945), który sygnował dzieło swym nazwiskiem i datą 1907. Witraż wiernie oddaje widok płyty nagrobnej  kardynała Fryderyka Jagiellończyka (1468-1503) – syna Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki – pochowanego w okazałym grobowcu w bliskim sąsiedztwie ołtarza głównego archikatedry p.w. św.św. Stanisława i Wacława na Wawelu.

Nie wiadomo jak witraż trafił w ręce artysty, jakie były jego wcześniejsze losy i w jakich dokładnie powstał okolicznościach, jednak zarówno ikonografia i czas powstania tej kameralnej pracy, jak i osoba twórcy, prowadzą nas w stronę Krakowa, gdzie na przełomie stuleci rozgorzała namiętna debata  będąca echem zmieniających się poglądów na sztukę witrażu. W jej centrum, jak w oku cyklonu, znalazł się Fritz Geiges.

Zanim jednak malborski witraż powstał we fryburskiej pracowni F. Geigesa, jego autor otrzymał w roku 1899 od Komitetu Restauracji Katedry zamówienie na sześć kwater witrażowych do okien nawy głównej krakowskiej świątyni. Wiemy, że zlecenie zrealizował, jednak witraże nigdy do Krakowa nie przybyły. Przedstawiały świętych patronów Polski: Kingę, Kazimierza Królewicza, Jacka Odrowąża, Jana Kantego oraz bł. Wincentego Kadłubka i patronkę Śląska – św. Jadwigę. W towarzystwie tak godnych patronów przedstawionych w oknach katedry, miał spoczywać Fryderyk Jagiellończyk, pochowany z woli Zygmunta Starego w prezbiterium katedry, który dostąpił godności krakowskiego biskupa, potem kardynała i prymasa Polski.

Rodzi się w tym miejscu pytanie, dlaczego zamówione i wykonane we Fryburgu Bryzgowijskim witraże, nigdy na Wawel nie dotarły? Przyczynę znajdujemy w nowym sposobie postrzegania sztuki witrażu i rodzącej się jego autonomii na przełomie XIX i XX stulecia. Temu właśnie zagadnieniu, w kontekście niezrealizowanego zlecenia dla Wawelu, poświęca swój artykuł Tomasz Szybisty Nieznane witraże Fritza Geigesa do katedry na Wawelu a zwycięstwo „nowej” sztuki w witrażownictwie krakowskim przełomu XIX i XX wieku.

Sztuka witrażu przez stulecia, pełniła służebną i podrzędną rolę wobec architektury w niewielkim stopniu pozostając dziedziną autonomiczną. Zjawisko to stało się szczególnie widoczne w dynamicznym wieku XIX, który niosąc nowe prądy w sztuce bezlitośnie konfrontował je ze „skostniałą, powielającą utarte schematy”, sztuką witrażu. Wiodły w niej prym niemieckie pracownie, które głównie realizowały historyzujące witraże określane w terminologii przedmiotu jako musivische Glasmalerei, w których malarstwo na szkle i listwy ołowiane formalnie pełniły na witrażu równorzędną rolę. Jedną z licznie funkcjonujących na terenie ówczesnych Niemiec pracowni był Zakład Witrażowniczy Franza Meyera, który ciesząc poparciem Stolicy Apostolskiej, był dostawcą witraży do kościołów rzymskokatolickich na całym świecie.

Zgodnie z nowym duchem czasu, pod koniec wieku XIX w prasie krakowskiej rozgorzała krytyka tradycyjnego witrażownictwa, szczególnie niemieckiego i austriackiego. Głos Narodu w roku 1898 ubolewał: Wiadomo, jak ta sztuka malowania szkła obecnie upadła i jak trudno dziś o dobre, kościelne witraże, chociaż się kosztów nie żałuje. I dodawał: Nie tylko te, które po wielu naszych kościołach świeżo zrobiono, ale i te, które po najpiękniejszych kościołach za granicą, np. u św. Szczepana w Wiedniu, wstawiono, są smutnym tego dowodem, jak łatwo witraże popsują kościół zamiast go ozdobić.

Schyłek wieku XIX i początek XX zapisał się w Krakowie renowacjami kilku najważniejszych świątyń: archikatedry na Wawelu, bazyliki mariackiej, kościoła franciszkanów i dominikanów. Przy okazji konserwacji architektury i wystroju wnętrz pojawił się problem polichromii oraz charakteru i roli nowych witraży. Wysoko dotąd notowana monachijska firma F. Mayera znalazła się w centrum krytyki, prowadzonej zwłaszcza na łamach czasopism krakowskich. 

Obok zarzutów natury artystycznej i formalnej wobec witraży „cudzoziemskich”, doszedł do głosu także aspekt narodowy. Witraże niemieckie stały się synonimem złego gustu i marnego poziomu, gdy tymczasem rodzimi twórcy odnosili sukcesy nie tylko na rynku polskim, ale także poza granicami kraju; dość wspomnieć znakomite przyjęcie witraży Józefa Mehoffera, wykonanych dla katedry w szwajcarskim Fryburgu w 1895 roku. Dużym powodzeniem cieszyły się  także nowatorskie kartony witrażowe autorstwa Stanisława Wyspiańskiego, prezentowane na wystawach w Warszawie i w Krakowie. Nowe witraże zrywały z okowami historyzmu i tradycjonalizmu, a witraż odzyskiwał utraconą autonomię. W narodowo-patriotycznej atmosferze społeczeństwo domagało się odrzucenia zagranicznych witraży, jako nie mających ze sztuką nic wspólnego. Zamiar osadzenia kwater niemieckiej proweniencji w oknach katedry na Wawelu  miał być, jak przytacza za Głosem Narodu Tomasz Szybisty,  pohańbieniem najdroższej pamiątki, ubliżeniem narodowej godności. Już zainstalowanie w 1901 roku pierwszego witraża firmy Mayer w kaplicy p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej, usytuowanej przy wschodnim ramieniu ambitu wawelskiej katedry (z mauzoleum biskupa Piotra Gamrata), znalazło dobitny rezonans w artykule Adama Cybulskiego z „Tygodnia”, w którym czytamy:

Lecz oto nagle od ołtarza się odwróciwszy, doznaję raptem wrażenia, że jestem w jakimś „Brüuhausie” taką uczciwą niemiecko-piwiarnianą atmosferą owiewa mnie ten witraż św. Katarzyny, szczyt tuzinkowej, fabrycznej banalności niemieckiej. „Poprawne” to. Mdłe, skończona miernota. (och, ta główka aniołka, do której doczepiono zmyślnie skrzydła wzięte żywcem z pruskiego orła państwowego!…). Nie, doprawdy tego już zanadto. Tu Września, tu na miejscu tacy artyści jak Wyspiański i Mehoffer, autor witraży zdobiących katedrę fryburską – a tu na Wawelu, za pieniądze całego polskiego społeczeństwa sprowadza się fabrykaty nic wspólnego ze sztuką nie mające – a do tego niemieckie. A wkrótce przyjdzie reszta z Innsbrucku zamówionych witraży. Ciekawym, coby tak powiedział Matejko, gdyby ożył …

Tak oto repulsja, jaka spadła na witraże niemieckie w środowisku krakowskim, stanęła na drodze do sprowadzeniu oszkleń prof. Fritza Geigesa z Fryburga na Wawel. Jak podaje T. Szybisty, ich pozostałości przetrwały w Augustinermuseum we Fryburgu, co pozwala odczytać oraz zidentyfikować wizerunki św. Kazimierza Jagiellończyka, bł. Wincentego Kadłubka, św. Jacka Odrowąża i św. Jadwigi.

Temat oszkleń w katedrze wawelskiej był rozważany już w latach 80. XIX stulecia. Pomysłodawcą cyklu patronów Polski był sam Jan Matejko, który przygotował także wstępny koncept ich rozmieszczenia. Gdy temat powrócił na przełomie stuleci, patronowie mieli się pojawić nie w oknach prezbiterium, ale w oknach nawy głównej. I pojawili się w istocie – w 1912 r. na witrażach wykonanych w duchu „nowej sztuki”, autorstwa rodzimego artysty Józefa Mehoffera (1869-1946).

Na koniec powróćmy do malborskiego witraża z wizerunkiem Fryderyka Jagiellończyka, który spina klamrą powyższe rozważania, choć jego powstanie mogło być jedynie „ubocznym” efektem zainteresowania Geigesa Krakowem z racji realizowanego zamówienia dla tamtejszej katedry.

Warto wiedzieć, że XVI-wieczny nagrobek dostojnika z królewskiej rodziny – dzieło Petera Vischera Starszego z Norymbergii – stał się tematem rysunku Michała Stachowicza (1768-1825), krakowskiego malarza, litografa i ilustratora, który niezwykle starannie oddał widok tumby z płytą wierzchnią oraz tablicą zdobiącą skrzynię boczną nagrobka. Łącznie Stachowicz w 1817 roku przedstawił zresztą w technice rysunku cały szereg nagrobków znajdujących się w wawelskiej katedrze. Na ich podstawie dwa lata później niemiecki sztycharz Fryderyk Krzysztof Dietrich (1779-1847) zrealizował cykl 24 grafik (akwaforty z akwatintą), wydanych w 1822 w Warszawie w tomie Monumenta Regnum Poloniae Cracoviensia. Zapewne bazując na tym dziele Fritz Geiges mógł wykonać witraż tak realistycznie i precyzyjnie przedstawiający widok płyty nagrobnej z wizerunkiem kardynała.

Autor: Ewa Witkowicz-Pałka

Il. 1 Witraż z wizerunkiem płyty nagrobnej kardynała Fryderyka Jagiellończyka (fot. Lech Okoński)
Il. 2 Płyta nagrobna kardynała Fryderyka Jagiellończyka (rys. Fryderyk Krzysztof Dietrich)

Literatura